Rozdział zaczyna się identycznie, końcówka jest jedynie zmieniona.
--------
Wpakowałem Leondre do swojego samochodu i prędko ruszyłem do szpitala. Nie było czasu na pytania i wyjaśnienia. Jestem pewien, że to wszystko ma związek z tą tajemnicą bruneta i Emmy.
- Charlie szybciej! - krzyczał przez co przyspieszyłem i o mało co nie wjechałem w inny pojazd
- Szybciej już się nie da - powiedziałem zupełnie spokojnie próbując zachować zimną krew
Gdy byliśmy na miejscu, pomogłem mu się dostać do budynku, a gdy pielęgniarki i lekarze zobaczyli go w takim stanie od razu przyjęli go na oddział... chwila!
- Halo! Gdzie go bierzecie?! - spytałem krzycząc gdy wcale nie wieźli go na oddział
- Na salę operacyjną.
Że co? Powinni mu dać leki przeciwbólowe a nie przeprowadzać operację. O co w tym wszystkim chodzi?!
Usiadłem na krzesełku i wybrałem numer do Emmy. Mimo, że długo z nią nie rozmawiałem to w końcu ona powinna tu być. Jest naszą przyjaciółką.
Dziewczyna zjawiła się niedługo potem i z hukiem wbiegła do szpitala.
- Już jestem! - krzyczała gdy mnie ujrzała
Leo
Poczułem się nieco lepiej gdy usłyszałem, że operację miał przeprowadzać pan Rodrick - ten sam co wykrył u mnie to cholerstwo.
- To już koniec prawda? - spytałem go
- Bądź dobrej myśli. Wszystko może się wydarzyć - mężczyzna posłał mi uśmiech
- Panie Rodrick, przystępujemy do operacji - usłyszałem słowa innych lekarzy
Charlie
- Wyjaśnisz mi w końcu o co tu chodzi? - spytałem jej oczekując odpowiedzi
- Leo... Leo jest chory.
- To znaczy?
- Jego serce.. ma problemy z sercem...
- Ale wyjdzie z tego prawda?
- N..nie wiem - dziewczyna zawachała się co było wyraźnie słychać w jej głosie
- Powiedz! Powiedz mi prawdę! - krzyknąłem wkurzony kopiąc krzesło
- Charlie uspokój się.
- Jak mam być spokojny? Nie wiadomo czy on wogóle przeżyje!
W tej chwili podszedł do mnie ochroniarz i powiedział, że jeśli się nie uspokoję to mnie stąd wyprowadzi. Może rzeczywiście przesadzam? Leo na pewno nie chciałby bym się tak zachowywał.
Usiadłem więc na swoim miejscu i czekałem na słowa, które mogą odmienić moje życie już na zawsze.
*
Operacja trwała ponad 2 godziny, lecz w końcu w drzwiach zjawił się lekarz, który... wcale się nie uśmiechał.
- Nie... to nie możliwe! Błagam nie! Nie zabierajcie mi go! - krzyczałem a Emma mnie przytuliła, lecz nic mi już nie pomoże
Lekarze pozwolili mi zostać z nim sam na sam.
Gdy wszedłem do środka, leżał tam.
Podszedłem do niego i ucałowałem go w rękę po czym uklękłem obok niego.
Dlaczego to przede mną ukrywał? Jestem na niego zły i.. nigdy nie pogodzę się z jego śmiercią. Dlaczego akurat on? To była jedyna osoba, którą na prawdę pokochałem.
- Leo jak mogłeś mi to zrobić! - płakałem uderzając pięścią w podłogę - Kocham cię rozumiesz?!
- Mieliśmy być zawsze pamiętasz? - westchnąłem ocierając łzy - Mieliśmy być szczęśliwi...
- Będziemy szczęśliwi. Nigdy cię nie zostawię - szepnął a ja spojrzałem na niego
- Boże, Leo - krzyknąłem i szybko go pocałowałem
Nie mogę opisać tego jak w tamtej chwili się czułem. To była po prostu druga szansa.
- Jak to możliwe? Lekarze nie dawali szans, nawet Emma wątpiła w to, że uda cię się uratować.
- Może z zewnątrz jestem takie chucherko, ale w środku jestem na prawdę silny i się nie poddałem.
- Tak się cieszę! - ponownie dałem mu całusa - Idę po doktora
Szybko wybiegłem na korytarz i od razu ujrzałem dr. Rodricka, któremu powiedziałem o tym szczęśliwym wydarzeniu. Nie mógł w to uwierzyć i powiedział, że Leondre był na
skraju śmierci.
Usiadłem więc w poczekalni gdyż musieli mu jeszcze zrobić kilka badań i mógł wyjść ze szpitala. Dlaczego od razu nie mogli przeprowadzić operacji tylko zwlekali z tym na sam koniec? Nie rozumiem.
*
Po kilkunastu minutach mogliśmy już wrócić do domu. Bardzo się cieszyłem bo nie lubię szpitali.
- Dziękuję, że jesteś - powiedział brunet w samochodzie po dłuższej ciszy
- Zawsze będę - oznajmiłem z uśmiechem
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
*
I tak zaczęliśmy wszystko od nowa. Opowiedzieliśmy całą historię babci, która o mało co nie dostała zawału gdy opisywałem jak się wtedy czułem i zachowywałem. Zrozumiała naszą decyzję, że jesteśmy parą i chcemy mieszkać sami (wtedy się zgodziłem bo nie chciałem jej w jakiś sposób urazić). Bardzo się cieszę, że nas zaakceptowała.
Teraz mieszkamy w naszym wielkim domu. Nikt i nic nie stanie nam w drodze do szczęścia.
KONIEC